Zaskakujący, wyzywający, argentyński dramat, który ociera się o pornografię, ale pornografię feministyczną, wyzwoloną. Czy taka pornografia nadal jest pornografią? Zdaje się, że poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie jest głównym celem filmu. Byłam na nim na festiwalu Nowe Horyzonty 2019. Byłam z dwoma koleżankami. Jednej podobał się bardzo, druga powiedziała, że było to zdecydowanie za bardzo porno, za mało treści i jej się nie podobało, a mi podobało się średnio. Niektóre rzeczy absolutnie tak inne absolutnie nie dla mnie.
Aktorki (często amatorki) są różne. Chude, grube, delikatne, silne… różne. I wszystkie razem jadą vanem przez Patagonię przy okazji eksperymentując i badając swoje granice.
Co kto lubi 🙂 Katoliczki ostrzegam, że film zawiera scenę ocierającą się o świętokradztwo.
(opis festiwalowy)
Gdyby Thelma i Louise wybrały się w podróż przez Patagonię i uprawiały grupowy lesbijski seks z kolejnymi autostopowiczkami, tworząc przy okazji nowe społeczeństwo – to byłaby właśnie ta historia. Świadomy własnej narracji najnowszy film Carri wykorzystuje porno jako akt polityczny. Skoro ciało jest polem bitwy, spróbujmy ją wygrać. Pokazywane w San Sebastián i nagrodzone na festiwalu LesGaiCineMad w Madrycie „Córki ognia” wzbudzają wiele emocji. Reżyserka tworzy odę do miłości kobiecego ciała. Chuda czy gruba – wszystkie bohaterki są dla siebie pociągające. Poliamoria wzbogacona jest tu o fetyszyzm, bondage, sado-maso i świętokradztwo. Gdy na ekranie na moment pojawiają się mężczyźni, dla bohaterek jest to jakby wypędzenie z raju. Argentyńskie bezdroże staje się scenerią walki o kobiecość zawłaszczoną przez kulturę macho, miejscem przepisania historii Ziemi Ognistej przez jej córy.
Las hijas del fuego
reż. Albertina Carri
2018
Brak komentarzy