To pierwsza książka ze środowiska prawniczego jaką przeczytałam, stąd może powrót do czytania ze słownikiem. Poleciła mi tę autorkę koleżanka prawniczka, czytałam też kilka pełnych zachwytów recenzji na goodreads. Ja nie jestem aż tak entuzjastyczna. Chociaż w momencie pojawienia się wątku kryminalnego powieść zaczyna się rozkręcać, na koniec już nawet przyspiesza… i się kończy. Morgan Bradley (lat około 40) i Parker Casey (lat około 34) spotykają się przypadkiem w barze. Zamiast topić smutki w alkoholu, topią je w swoich objęciach. Żadna z nich nie ma w planach na powtórne spotkanie. Ale plany to jedno, a „życie” drugie… nie mówiąc już o życiu bohaterek romansów. Morgan jest doświadczoną i rozpoznawalną adwokatką, która właśnie rozpoczyna pracę na uczelni wyższej. Parker po różnych perypetiach zawodowych postanawia wrócić na studia. I to jest właśnie jej ostatni rok. Chce się specjalizować w sprawach karnych. Spotykają się w sali wykładowej. I tak akcja powoli zaczyna się toczyć zagarniając po drodze, niczym kula śnieżna, kolejne wątki, wśród których jest między innymi proces o morderstwo. Główny problem jaki miałam z tą powieścią dotyczy niejasnych zachowań bohaterek. Nie rozumiem czemu postępują tak, a nie inaczej. Są dla mnie chaotyczne. Nie wiem czemu ze sobą nie rozmawiają. Z jednej strony…