Ciekawa, obyczajowa historia rozgrywająca się we wspaniałych miejscach, cudownym parku przyrodniczym Australii i tętniącym życiem Sydney. Do lektury zachęciła mnie najpierw okładka. Zbliża się wiosna i mam ochotę na coś co się dzieje w naturze. Byłam ciekawa opisów australijskiej przyrody. Potem przeczytałam opis wydawnictwa i stwierdziłam, że zaryzykuję, choć to dopiero druga powieść Pene Henson, o której wcześniej nic nie słyszałam. Bohaterki są ciekawe, realia – czyli opis środowisk, w których mieszkają bohaterki – również. Historia ma kilka zwrotów akcji, choć rozwija się raczej przewidywalnie. Dopóki nie padła informacja ile bohaterki mają lat (około 30), myślałam, że są młodsze. Lien Hong, typowa mieszkanka wielkiego miasta, nie jest zbytnią fanką dzikiej przyrody. Ale kocha muzykę i jedzie na plenerowy festiwal ze swoimi przyjaciółmi. Wcześniej zatrzymują się na camping. Namioty to również nie jest klimat Lien. A w krzakach z pewnością czają się pająki, krokodyle i inne okropności. Ale Lien i tak w te krzaki idzie. Zdjęcie na instagrama jest ważniejsze od lęku przed potworami. Idzie w krzaki i ma wypadek. Leje deszcz i zostaje odcięta od przyjaciół. Znajduje ją Claudia Sokolov. Mieszkająca w niewielkiej chatce strażniczka leśna. To właśnie w tej chatce przychodzi przeczekać Lien sztorm. Z Claudią. Czy mogłyby się…